Krzysztof Kamil Baczyński |
Wpisany przez Marlena, Ostrowiec Świętokrzyski | |
środa, 30 maja 2012 19:54 | |
Ten kącik to miejsce gdzie znajdziecie sylwetki i wiersze ludzi, których dzieciństwo lub okres młodości przypadły na czas wojny i okupacji hitlerowskiej. Możemy go więc nazwać 'Wiersze wojenne' jak swego czasu Zygmunt Konieczny w 1965r. piosenkę poetycką składającą się z pociętych fraz reprezentatywnych erotyków Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Krzysztof Kamil Baczyński urodził się 22.01.1921r. Kiedy wybuchła II wojna światowa, był po maturze. Studiował polonistykę na tajnym uniwersytecie. W 1943r. przerwał edukację by wstąpić do Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Po ukończeniu konspiracyjnej szkoły podchorążych został żołnierzem kompanii 'Rudy' i brał udział w akcjach bojowych. Istnieje przeświadczenie, że poeta przeczuwał najgorsze. W trosce o swoje rękopisy, w warunkach gdzie były narażone na zniszczenie, Baczyński miał zwyczaj przepisywania wierszy w kilku kopiach i umieszczania ich u swoich przyjaciół, w różnych miejscach. Stąd też istnienie kilku przekazów wierszy, różniących się drobnymi szczegółami. Krzysztof poległ w czwartym dniu Powstania Warszawskiego, zginął z rąk niemieckiego snajpera. W jednym z odcinków 'Czasu Honoru' Klara, młoda dziewczyna zauroczona poezją wspomina o Janie Bugaju, był to jeden z wielu pseudonimów Baczyńskiego.
Modlitwa do Bogarodzicy Któraś wiodła jak bór pomruków ducha ziemi tej skutego w zbroi szereg, prowadź nocne drogi jego wnuków, byśmy milcząc umieli umierać. Któraś była muzyki deszczem, a przejrzysta jak świt i płomień, daj nam usta jak obłoki niebieskie, które czyste - pod toczącym się gromem. Która ziemi się uczyłaś przy Bogu, w której ziemia jak niebo się stała, daj nam z ognia twego pas i ostrogi, ale włóż je na człowiecze ciała. Któraś serce jak morze rozdarła w synu ziemi i synu nieba, o, naucz matki nasze, jak cierpieć trzeba. Która jesteś jak nad czarnym lasem blask - pogody słonecznej kościół, nagnij pochmurną broń naszą, gdy zaczniemy walczyć miłością.
Piosenka śnieżna żołnierza Śnieg wieje - ciszy gołąb - w miast wyspy lekkie. Szumią miękkie powieki, kręci się białe koło. Zapomniane już, zapomniane to, co kochać było - za wiele: panny smukłe, wiatru fontanny, u jeziora uśpiony jeleń. Przeżegnane krzyżem i ogniem śpiewne kraje, gotyk na szybach, zapomniane te, co szły do mnie, smoki, kwiaty, świecące ryby. Zapomniane będą i czasy, które miłość jak śnieg wypełnia. Na chmur ciemnych spiętrzone lasy pnie się śniegu szumiąca wełna. Pożegnane już, zapomniane. Śnieg jak dłonią zasłoni oczy. Słychać jeszcze - nim chłód zostanie - jak za nami pułk biały kroczy.
Z głową na karabinie Nocą słyszę, jak coraz bliżej drżąc i grając krąg się zaciska. A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży, wyhuśtała mnie chmur kołyska. A mnie przecież wody szerokie na dźwigarach swych niosły ptaki bzu dzikiego; bujne obłoki były dla mnie jak uśmiech matki. Krąg powolny dzień czy noc krąży, ostrzem świszcząc tnie już przy ustach, a mnie przecież tak jak innym ziemia rosła tęga - nie pusta. I mnie przecież jak dymu laska wytryskała gołębia młodość; teraz na dnie śmierci wyrastam ja - syn dziki mego narodu. Krąg jak nożem z wolna rozcina, przetnie światło, zanim dzień minie, a ja prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie. Obskoczony przez zdarzeń zamęt, kręgiem ostrym rozdarty na pół, głowę rzucę pod wiatr jak granat, piersi zgniecie czas czarną łapą; bo to była życia nieśmiałość, a odwaga - gdy śmiercią niosło. Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością.
|