Kazimiera Iłłakowiczówna |
Wpisany przez Marlena, Ostrowiec Świętokrzyski | |||
środa, 15 sierpnia 2012 12:28 | |||
Był człowiek wolny jak duch, był człowiek samotny jak obłok,
zniósł wszystko, co było trzeba, i nic mu się już zdarzyć nie mogło. I znowu, znowu...
Kazimiera Iłłakowiczówna urodziła się 6 sierpnia 1892r. w Wilnie, zmarła 16 lutego 1983r. w Poznaniu. Studiowała w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz w Oxfordzie w Anglii. Mówiono, że była kobietą nietypową w tamtych czasach - niezależną, wykształconą. Autorka debiutowała jeszcze przed I wojną światową tomem liryków Ikarowe loty (1912). W okresie międzywojennym wydała wiele zbiorów wierszy, przy czym niektóre z nich zyskały dużą popularność (np. Obrazy imion wróżebne, 1926, Ballady bohaterskie, 1934). Podobnie jak znani Nam już poeci, np. Tuwim, wprowadzała ona do swej liryki elementy potocznej, obyczajowej obserwacji, z tym, że dotyczyła ona przeważnie znanego jej najlepiej kręgu życia wiejskiego na kresowej prowincji. Wprowadzała też do swej poezji wątki balladowe i baśniowe. W wielu utworach Iłłakowiczówny przejawia się podobna jak u poetów "Skamandra" dążność do upotocznienia poetyckiego języka przez wprowadzenie do liryki elementów fabularnych, anegdotycznych, czasem akcentów humoru.
Umarła panienka pokazuje się spoczywającemu Wieczór zapada, spokój zapada, o tobie śnię. Ktoś mi cichutko duszę wykrada i ... nie ma mnie.
Zaplatam ręce, rozplatam ręce... Cyt...cyt!...cyt...cyt!... Przychodzisz słodka w jasnej sukience, jak biały świt!
Pochylam głowę, opuszczam głowę w śmiertelny mrok... Twoje usteczka - takie woskowe, tak szklany wzrok!
Serce pamięta, dusza pamięta woń bzów, deszcz ros... Całuję zimne twoje rączęta, złocisty włos.
Szept twój daleki w sercu kołacze: "Jak zimny - grób!" I gorzko płaczę, i gorzko płaczę u twoich stóp...
Przepowiednia W ciemności obok siebie będziecie leżeli, i rozdzieli was woda płynąca, i ogień bieżący rozdzieli, i rozdzielą was róże i lilie, i chrząszcze, i gęsienice, i ścieżki przez pola uprawne, i splątane miejskie ulice, i wielkie - aż po horyzont - szerokie kartofliska, i usta, co usta całują, i ręka, co rękę ściska, i przypomnienie żalu, i koral, co w oceanie ciepłym wyrósł na koralu, i kwiatowi podobna rybka w szklanym słoju, i zapach fijołków z drugiego pokoju, i obietnica kiedyś dana - kiedyś - matce... ... I ptak, co na swobodzie żył, a umarł w klatce.
|