Andrzej Trzebiński |
Wpisany przez Marlena, Ostrowiec Świętokrzyski | |||
czwartek, 28 czerwca 2012 10:19 | |||
śmierć samej liryki. Umarła we wrześniu 1939 roku. Nie od przypadkowej kuli zresztą, nie od przypadku w ogóle. Umarła dlatego, że skończyła się oto epoka słów w literaturze. Że musi się w niej zacząć epoka czynu. Andrzej Trzebiński, Andrzej Trzebiński urodził się 27 stycznia 1922r., zmarł rozstrzelany 12 listopada 1943r. w Warszawie. Był polskim poetą, dramaturgiem, publicystą piszącym pod pseudonimem Paweł Późny, Stanisław Łomień, Andzrzej Jarociński.
Ukończył Gimnazjum im. Tadeusza Czackiego, w 1940r. po maturze podjął studia na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował slawistykę i filologię polską. Od 1942r. związany był z Konfederacją Narodu. Brał udział w wydawaniu pisma "Sztuka i naród" - pierwszego podziemnego almanchu literackiego. Na przełomie maja i czerwca 1943 przejął po Wacławie Bojarskim stanowisko redaktora naczelnego "Sztuki i Narodu". Prowadził to pismo aż do aresztowania 6 listopada tegoż roku. Długo poszukiwany przez Niemców jako redaktor, aresztowany został nie w związku ze swą konspiracyjną działalnością, ale za nielegalne korzystanie z fabrycznej stołówki, pod fałszywym nazwiskiem Andrzeja Jarocińskiego. Nie został zidentyfikowany. Rozstrzelano go, jako jednego z zakładników, w egzekucji ulicznej na rogu ul. Wareckiej i Nowego Światu 12 listopada 1943 r. Miał wtedy 21 lat. Wymarsz Uderzenia A jeśli bzy już będą, to bzów mi przynieś kiść i tylko mnie nie całuj, i nie broń, nie broń iść. Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł i ciebie z karabinem do końca będę niósł.
To wymarsz Uderzenia i mój, i mój, i mój, w ten ranek tak słoneczny piosenka nasza brzmi - słowiańska ziemia miękka poniesie nas na bój - Imperium gdy powstanie, to tylko z naszej krwi.
A jeśli będzie lato, to przynieś żyta kłos, dojrzały i gorący, i złoty jak twój włos, i choćby śmierć nie dała, bym wrócił kiedy żyw, poniosę z twoim kłosem słowiańskich zapach żniw.
To wymarsz Uderzenia...
A jeśli będzie jesień, to kalin pęk mi daj i tylko mnie nie całuj, i nie broń iść za kraj. Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł i ciebie z karabinem do końca będę niósł.
To wymarsz Uderzenia...
Poniosę nad granicę kaliny, kłosy, bzy, to z nich granica będzie - z miłości, a nie z krwi, granice mieć z miłości w żołnierskich sercach U - nasz kraj się tam gdzieś kończy, gdzie w piersiach braknie tchu.
To wymarsz Uderzenia...
Żołnierzom walczącym za Bugiem Rozsadź krwią granice zbyt małe Podłóż krew - purpurowy dynamit Później lont zapal pieśnią i szałem - Krew rozsadzi najtwardszy granit
Kiedy hełm nakładasz - słyszysz w skroniach wciąż krew eksploduje. Kiedy idziesz lasem w szum, ciszę, w piersi serca eksplozję czujesz. Rzuć serce i życie jak granat Rozsadź skamieniałość świata Tak w śpiewie żywej krwi i w eksplozjach serc w historię trzeba biec jak w atak
Kiedy karabin niesiesz - czujesz, jak zamek, lufa w rytm ramienia pulsuje w srebrną grę się zmienia w srebrnych poślizgnięć marsz Srebro w księżycu się przelewa Karabin maszeruje - zielony księżyc maszeruje - kolegi w księżycu twarz... Zielono i dwa, trzy, cztery... lewa - Czujesz: ten rytm ma wejść w krew batalionom Rytm za pieśń
Batalion - nie śpiewać! Koledzy - ideą walką związani w żywy mur, żołnierze czarni jak śmierć i jak krew purpurowi dość złego losu i zastygłego świata. Wbrew losowi idzie nasz uderzeniowy szturm
Zatarg? Więc niech będzie z losem zatarg
Żołnierze nie buławę, lecz ideę niesie każdy w tornistrze Nurt dziejów - to prądy naszej krwi Więc nie lęk Kiedy prądy purpurowe rwą wciąż bystrzej, więc nie łzy więc nie jęk ma nas żegnać. podejmujemy los - Niech krwią nurtują dzieje krew zwiąże nas z historią jak najcenniejszy sznur
Żołnierze wierzący w krew - niech krew się leje. W historię trzeba zrywać się jak w szturm
|