Strona główna Nasze opowiadania
Wypełniło się...
Wpisany przez Nika, Warszawa   
sobota, 26 kwietnia 2014 16:19

Był marzec, Celina siedziała przy stole z kartką i sprawdzała co powinna jeszcze zrobić przed swoim ślubie.  W pewnym momencie do pokoju wszedł Michał, który akurat wrócił z pracy, podszedł do swojej przyszłej żony i się do niej przytulił.

-Jak tam ci idą przygotowania, moja najmilsza?

-No cóż dom już jest posprzątany, jedzenie również, a przymiarkę do sukni ślubnej mam we wtorek. Czyli już chyba możemy odpocząć...

-No tak możemy.. -powiedział leniwym głosem Michał i usiadł na fotelu.

-No już ty tak za bardzo się nie napracowałeś. Bardziej Lena mi pomogła, a i Ruda przyszła przygotować jedzenie...

-Tylko uważajcie tam na siebie, w szczególności na Wiktorię, bo wiesz w jej stanie nie powinna się przemęczać.

-Dobra, dobra. Widzę, że bardzo się troszczysz o Wiki. A o mnie kto się zatroszczy? -powiedziała z uśmiechem Celina

-Oj ty przecież wiesz, że ja i żadna krzywda przy mnie ci się nie stanie. Bo przecież ja: Michał Konarski z ojca Czesława i matki Marii jestem najlepszym lekarzem w mieście i najlepszą podporą dla mojej żony Celiny -powiedział ze śmiechem Michał

-Już mi tutaj się nie chwal tylko mnie przytul -zawołała Cela i  wskoczyła Michałowi na kolana z takim impetem, że aż zawył z bólu.

-Auć.. Bo mnie połamiesz i jak będę wyglądał cały w gipsie na naszym ślubie?

-Widać, że lekarz. Normalny człowiek by nie zaczął  mówić w takich momentach o gipsach i bandażach. -mruknęła pod nosem Celina

-Dobrze już nic nie mówię i pocałował Celinę prosto w nos.

-Ahh.. Mój Misiu... -rozczuliła się Celina ale nie zdążyła już nic powiedzieć bo usta jej zatkał czuły pocałunek.

***

W tym samym czasie Władek i Ruda siedzieli sobie na tarasie i zastanawiali się co ich czeka w przyszłości.

-Ahh... Jaki cudowny wieczór.. -westchnęła Ruda

-A wiesz że już za rok będziemy siedzieć na tym tarasie razem z naszym dzieckiem?

-Nawet nie za rok. Zostały już tylko  4 miesiące i już będziemy wszyscy razem. To będzie dziewczynka czuję to.

-A ja sądzę że chłopiec. -powiedział Władek

-Ała.! -powiedziała nagle Wiktoria

-Co się dzieje? -zaniepokoił się Władek

-Małe tak mocno kopnęło, że aż mnie zabolało.

-Widać, że chłopiec. -stwierdził Władek- już się ćwiczy do kopania piłki z tatą

-A jak nazwiemy swojego Ktośka?

-Fajnie wymyśliłaś Ktośka-Tośka-Antosia-Antoni!

-No całkiem całkiem -uśmiechnęła się Ruda- A co jak to będzie dziewczynka?

-To Antonina -odparł Władek

-Hmm... Tosia.. A nie lepiej coś z jakiejś książki? Takie oklepane imiona mi się nie podobają.

-Aha, pewnie. Kiedy ostatnio spotkałaś jakąś Antoninę? Faktycznie lepiej ją nazwać Danusia jak z "Krzyżaków" -powiedział z sarkazmem Władzio

-Niee... Ja bym bardziej myślała o Anieli lub Klarze..,

-A co? Ostatnio czytałaś "Śluby Panieńskie" ? Według mnie te imiona są takie bardzo, no jakby to powiedzieć "dworskie" ?

-Mi się podobają. Będzie nasza mała Księżniczka Aniela lub Księżniczka Klara -rozmarzyła się Ruda

-No zobaczymy czy to będzie księżniczka bo to tak samo być może Książe Antoni -zaśmiał się Władek i przytulił do siebie Rudą razem z Ktosiem, którego nosiła pod sercem.

***

-Michał! Pospiesz się nie możesz się przecież spóźnić na swój ślub! -krzyczała Maria szukając swego młodszego syna po domu.

-Już idę mamo! -krzyknął Michał z łazienki- Dobrze jestem gotowy. Możemy iść.

-Nareszcie -powiedziała Maria i poprawiając mu kołnierz pocałowała synka w czoło.

-Mamo! Nie jestem już dzieckiem! -oburzył się Michał

-Właśnie zauważyłam -powiedziała ze śmiechem Maria

***

Gdy podeszli pod kościół Michał od razu zobaczył swoją jedyną Celinę w pięknej sukni i ciągnącym się po ziemi welonie. Michał tak się na nią patrzył, że nie zauważył ludzi, którzy wydawali się znajomi i którzy podeszli do niego, gdy tak stał i patrzył się na swoją przyszłą żonę. Nagle z rozmyślań wyrwał go głos jego żony.

-Michał przestań! Zobacz kto stoi koło ciebie, a ty go totalnie ignorujesz. -zaśmiała cię Celina

Michał popatrzył i nagle krzyknął:

-Bronek! Wanda! Jak to się stało, że przyjechaliście? Przecież pisaliście, że nie przyjedziecie.. -zawołał uradowany Michał

-Napisaliśmy tak, aby ci zrobić niespodziankę. A poza tym tak naprawdę nie byliśmy do końca pewni czy nam się uda przetransportować z naszym wózkiem

-Z wózkiem?! -krzyknęli jednocześnie Michał i Celina i dopiero teraz zauważyli, że obok nich stoi jeszcze wózek w którym śpi mały człowieczek.

-A to kto? -zapytał się Michał

-Oto nasza córeczka Teresa Maria. -powiedziała Wanda

-Gratulacje! -zawołała Celina i rzuciła się przyjaciółce w ramiona.

-A wiesz gdzie jest Lena? -spytała się Wanda

-Lena? Gdzieś powinna tutaj być. O tam idzie. -odpowiedziała Cela i wskazała na nadchodzącą z oddali grupkę ludzi w których skład wchodzili: Wiktoria, Władek, Lena oraz Jasio. Gdy podeszli bliżej i zobaczyli przyjaciół zaczęli się wszyscy witać.

-No to jesteśmy w komplecie.. -powiedział Michał

-No prawie... -powiedziała Lena

-Nie ma z nami jednej bardzo ważnej osoby. -zauważył Władek

-Janka... -dokończył Bronek

Na dalszą rozmowę nie było czasu, ponieważ właśnie miała się zacząć msza. Gdy wszystko umilkło i rozległ się śpiew, do kościoła weszli Michał i Celina. Po pewnym czasie nadszedł ten najważniejszy moment. Chwila w której miało się spełnić największe marzenie dwojga ludzi, którzy poznali się przez zło, ale dzięki temu mogli to zło przemienić w dobro. Gdy rozległo się to wyczekiwane sakramentalne "Tak" nikt nie krył wzruszenia. Łzy ciekły każdemu nawet mała Tereska zaczęła w tym momencie płakać, choć ona miała chyba inny powód do płaczu niż ślub ludzi którzy mieli w swoim życiu wiele rozstań ale zawsze do siebie wracali. I właśnie w tym momencie mieli sobie przyrzec, że się nie opuszczą aż do śmierci...

 
Dalsze losy Leny Sajkowskiej
Wpisany przez Patrycja, Warszawa   
poniedziałek, 14 kwietnia 2014 22:56

Moja finałowa praca na konkurs "Dalsze losy Leny Sajkowskiej"

Było lato 1950 roku. Ludzie już rzadziej bali się wyjść na ulicę, powstawały nowe domy, otwierano mnóstwo sklepów i ogólnie cała Warszawa zaczęła powoli wracać do życia. To znaczy, prawie cała. W małej kamienicy, na trzecim piętrze, gdzie mieszkała Lena Markiewicz wraz z synkiem, niby czas płynął, jednak dla tej owdowiałej matki po prostu stał on w miejscu.

Była zwykłą kobietą, która samotnie wychowywała swojego sześcioletniego synka. W kamienicy, w której mieszkała, były jeszcze dwie takie matki, z których dziećmi, Jaś bardzo się zaprzyjaźnił. Jej codzienne zajęcia były skupione właściwie tylko na dziecku i oczywiście kontynuacji jej wyższych studiów na architekturze. Na szczęście Jasio był już takim dużym chłopcem, że nie musiała zamartwiać się z kim zostanie w domu, gdy ona chodziła na zajęcia, gdyż malec chodził już do szkoły podstawowej i tam miał zapewniona opiekę.

Jej dzień był najzwyklejszym dniem z życia dorosłej matki. Wstawała prawie zawsze o godzinie siódmej rano, żeby moc przygotować synkowi pyszne śniadanie, a następnie odprowadzała go do szkoły ponieważ bała się o niego - w końcu był jedyną osobą, dla której jeszcze żyła. Około południa chodziła na swoje wykłady, a w międzyczasie zajmowała się domem: prała, gotowała; prowadziła normalne życie. Oczywiście nie można też pominąć faktu, że przynajmniej raz dziennie przychodziła na grób swojego zmarłego męża - Janka. Czuła się tam bezpieczna, czuła jakby przy niej był. Opowiadała mu dosłownie o wszystkim. Mówiła mu nawet o nieprzydatnych szczegółach takich jak to, że Jasio wczoraj dostał szóstkę za swój rysunek, albo to, że ostatnio kupiła sobie piękne buty...

Jednak pewnego popołudnia rozmowa z mężem nie sprawiła jej takiego poczucia jakby stał obok niej. Nawet przeciwnie - poczuła, że go nie ma. I że już nigdy nie będzie. Zaczęła opowiadać o tym, jak znalazła swoją suknię ślubną i po przymierzeniu cały czas pasowała jak ulał. Lecz gdy zaczęła o tym myśleć, to zrozumiała, że już nigdy jej nie założy, że już nigdy nie będzie mogła stać w tej śnieżnobiałej kreacji obok swojego żołnierza i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. Momentalnie przypomniało jej się wszystko z tego cudownego dnia - dnia, w którym obiecywali sobie wierność, miłość i że się nie opuszczą aż do śmierci. "Do śmierci... Do śmierci..." - powtarzała Lena. Nagle pochyliła się nad grobem Janka, przetarła jego brudną tabliczkę gdzie ujrzała napis "Jan Markiewicz. Żył 24 lata" i wyszeptała cała zalana łzami " Aż do śmierci" Chyba tylko. Nam nie było pisane szczęśliwe zakończenie, ale ja ci obiecuję - Nawet po śmierci nigdy Cię nie opuszczę. A kiedyś się spotkamy? W lepszym świecie na pewno będziemy razem. W tym momencie zapaliła świeczkę i szybko odeszła, żeby nikt nie zauważył, że po policzku spływają jej strumienie łez.

W domu czekał już na nią Jasio i grzecznie odrabiał lekcje. Przyznał się jednak, że nie umie zrobić zadań z matematyki, więc mama musiała mu pomóc. Jaś bardzo kochał swoją mamę i dzielił się z nią wszystkim, na czym mu zależało. Lena widziała to, i z każdym razem, gdy wspólnie spędzali czas, myślała sobie co by było, gdyby Janek żył? Bez wątpienia byłby wspaniałym tatą, a ona, mimo że jest wspaniałą matką, odgrywa tylko taką rolę. Przecież ojca mu nie zastąpi.

- I to już koniec bajki - niech Ci się przyśnią niezapominajki. - Lena zawsze tym zdaniem kończyła czytać Jasiowi bajkę na dobranoc.

- Mamusiu... Nie idź jeszcze. Boję się, że on znów przyjdzie.

- Kto przyjdzie?! - Lena przeraziła się nie na żarty - Kochanie, co ty mówisz?

- Bo... Od kilku dni przychodzi do mnie pod szkołę taki wysoki pan w jasnych włosach i zawsze jak wychodzę ze szkoły, to na mnie patrzy. A dzisiaj jak już prawie byłem w domu, to do mnie podszedł i zapytał się o ciebie. Wystraszyłem się, że chce Ci coś zrobić, więc szybko uciekłem nic mu nie mówiąc.

- Chodź do mnie i niczego się nie bój. Ja zawsze jestem przy Tobie - mocno objęła synka i pocałowała go w czoło, zapewniając, że nic im nie będzie, jednak w głębi duszy bała się, że go okłamuje. Czy ten pan mówił coś jeszcze?

- Nie przedstawił się, ale powiedział, że jest moim wujkiem. Miał jasne włosy i cały czas się uśmiechał. Mówił, że bardzo się cieszy, że po tylu latach w końcu mnie widzi. A jak szybko zacząłem uciekać, to usłyszałem jeszcze jak krzyczy "Powiedz swojej mamie, że jest aniołem!"

Lena zaniemówiła - Już doskonale wiedziała o kogo chodzi. "MICHAŁ!" krzyknęła z radości. - Czy to ten pan cię przestraszył? - pokazała synkowi starą fotografię Michała.

- Tak, to on. A czemu pytasz?

- Wszystko jest dobrze Jasiu. Nie musisz się niczym przejmować. Ja znam tego pana. I ty też. On mówił prawdę. Jest Twoim wujkiem! Był też najlepszym przyjacielem Twojego taty.

Lena przez całą noc nie zmrużyła oka. Ciągle myślała o tym, co stało się przed chwilą. "Michał wrócił. Jest w Warszawie! Chce mnie znaleźć. Tylko po co?" Bała się, że nie będzie chciał się z nią zobaczyć w celach towarzyskich, tylko w sprawie sprzed kilku laty, w której zdradziła całe podziemie. Oddała wtedy wszystkie pieniądze komunistom, ponieważ powiedzieli, że zabiorą jej dziecko, a na to nie mogła pozwolić, jednak nie postąpiła do końca dobrze, gdyż pieniądze nie należały do niej. Ona je tylko przechowywała. Całą noc gdybała nad tym co zrobiła i próbowała znaleźć w swoim postępowaniu plusy lecz zdecydowanie przegrywały one z minusami.

- Jasiu i pamiętaj co masz zrobić. - powiedziała do synka jak już była z nim pod szkołą.

- Mamo, pamiętam. Spokojnie. Jeżeli ten pan się pojawi, to mam mu dać karteczkę, na której jest nasz adres i jakieś słowa, których nie rozumiem.

- To bardzo się cieszę, że pamiętasz. Bardzo Cię kocham. - powiedziała Lena i uścisnęła synka. - No, leć już, bo się spóźnisz. I narysuj mi śliczny obrazek, to powieszę go na ścianie. - Dodała mama i uśmiechnęła się szeroko.

To właśnie był jej plan. Zaprosić do siebie Michała, ale dopiero jutro, gdy Jasio będzie w szkole. Nie chciała bowiem, żeby słyszał o czym z nim rozmawia. Mogło się to wiązać z Jankiem, albo ze sprawą pieniędzy. Nie chciała w to mieszać synka. Jednak jej plan spalił na panewce, gdy zobaczyła Michała o dziesiątej rano na cmentarzu. Z daleko widziała, że ktoś sprząta na grobie Janka i bardzo się ucieszyła, że przyjaciel pamięta i modli się za jej męża. Lena już sama nie wiedziała, czy ma podejść, czy nie. Tak długo się zastanawiała, że Michał sam ja zauważył.

- Lena! - zawołał z oddali. Lena obejrzała się za siebie.

- Michał, znalazłam Cię. W końcu.

Oboje mocno się uścisnęli, a przyjaciółka od razu zaprosiła go do siebie.

-Lena... - zaczął Michał

-Nie. Poczekaj, zanim cokolwiek powiesz, chcę żebyś wiedział, że ja naprawdę żałuję tego, co zrobiłam i bardzo Was wszystkich przepraszam. Wiesz dobrze, że nie mogłam pogodzić się ze śmiercią Janka. A mały Jaś jest dla mnie wszystkim. Nie chciałam go stracić. Bardzo bym chciała, żebyśmy wciąż się przyjaźnili. Żeby Janek i Celina żyli... Żeby wszystko było jak dawniej.

- Po części można wrócić do tego, co kiedyś. Wiadomo: Co się stało, to się nie odstanie, ale mogłabyś się zrehabilitować.

- Zrobię wszystko. Bardzo bym chciała być znowu z Wami. Tylko powiedz co mam zrobić?

- Odzyskać pieniądze.

- Przecież ich już dawno nie ma, wiec jak chcecie to zro...

- I tu się mylisz. Dostaliśmy informacje, że pieniądze z '46 wcale nie zostały stracone, a są nam bardzo potrzebne.

- To co mam robić?

- Potrzebujemy fałszywych dokumentów.

- Czyli rozumiem, że wchodzę w rolę męża? - uśmiechnęła się Lena.

- Można tak powiedzieć. A! I jeszcze jedno. Potrzebna też jesteś Rudej. Ktoś musi się nią zająć, a Władek, ja i Bronek wyjeżdżamy na pięć dni. Pomożesz?

- Oczywiście, ale co jej jest? Nie mów tylko, że coś jej się stało!

- To ty nic nie wiesz?

- Skąd mam coś wiedzieć jak tak długo się z Wami nie widziałam. Błagam. Możesz powiedzieć, co się dzieje? Denerwuję się!

- Nic się nie stało. Po prostu jest w ciąży.

- Naprawdę? To wspaniale. Jeżeli szybciej się z nimi zobaczysz niż ja, to szczerze im pogratuluj. - powiedziała rozpromieniona Lena.

- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Sama im powiesz.

- Nie rozumiem.

- Oni czekają dwie ulicę dalej. Czekają na Twoją decyzję. - powiedział stanowczo Michał - Jesteś nam potrzebna już w tej chwili. Władek prosił, czy Ruda mogłaby u Ciebie przenocować tych parę dni, a my wyjeżdżamy jutro z samego rana. Bronek wpadnie po dokumentu za trzy dni i później do nas dołączy. Wszystko już jest ustalone.

- Ale... Tak nagle? Tak szybko?

- A w gettcie nie miałaś wszystkiego nagle i szybko? - oburzył się Michał

- Dlaczego to robisz?

- Ale co?

- Dlaczego każesz mi wracać pamięcią do tych okropnych czasów. Jest po wojnie i dobrze o tym wiesz. Wiesz też, że próbuję wymazać z pamięci wszystko co związane z tą pomyłką!!! - zdenerwowała się Lena

- Ja po prostu mówię, że masz prosty wybór. Możesz nam pomóc, ale teraz, lub możesz nam nie pomagać, jeżeli nie czujesz się gotowa. Ja i tak Ci już dawno wybaczyłem. Nie musisz tego robić, bo my naprawdę już o tym nie pamiętamy. Pomyślałem po prostu, że nam pomożesz ze względu na to kim jesteś, a nie co zrobiłaś.

- Oczywiście. Michał, przepraszam. Oczywiście, że Wam pomogę. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że chcecie mojej pomocy. Przyprowadź tu naszych gości - uśmiechnęła się Lena - Może zostaniecie na obiad? Proszę, bardzo proszę. Zostańcie. Tak strasznie się cieszę.

- Dobrze, dobrze. Zostaniemy! - powiedział Michał z radością w głosie. Już przekraczał próg mieszkania, gdy nagle Lena pociągnęła go za rękaw.

- Michał. Dziękuję Ci.

- Ale za co?

- Bo dzięki Tobie czuję, że moje życie jednak nie stanęło - że ono ciągle płynie! - Wykrzyknęła radosna Lena, po czym puściła Michała i z głośno bijącym sercem zaczęła oczekiwać pozostałych przyjaciół.

 
<< pierwsza < poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna > ostatnia >>

Strona 10 z 27

Czas Honoru Czas Honoru

Ankieta

Czy Twoim zdaniem, serial przyczynił się przywrócenia pamięci o cichociemnych oraz żołnierzach wyklętych?
 

Z planu serii "Powstanie"

Wyszukaj na stronie

Ostatnie komentarze